Zarobki w tej branży to kpina równa poziomowi studiów.
Warszawa Z wywiadu wśród znajomych wnioskuję, że moje 4200 netto za etat w Warszawie to jedne z lepszych zarobków, a są kobietki cieszące się pracą za 3500... Mówienie im: negocjujcie, jest zapotrzebowanie to wam dadzą nawet te marne 4k nie za wiele daje.
Idą na trzy, cztery rozmowy i biorą co im kto rzuci.
Nawet średnio ogarnięty lekarz jak idzie w POZ to wymaga co najmniej 140zl/h. Jak weźmie mniej to go społeczność lekarzy wśród siebie linczuje, a my za grosze tyramy wkręcając sobie prymat misji, interakcji. Które nikogo nie interesują, ani pacjentów-klientów, ani lekarzy.
Poważnie zastanawiam się czy nie rozpocząć medycyny lub jakichś dochodowych kursów zawodowych ( jak spawanie czy programowanie. I tak btw. wakacyjnie po 4 i 5 roku studiów przez 2 miesiące dorabiałem jako pomocnik ślusarza, stawka 3600 netto poniedziałek-piątek ).
PS. Chodzę od czasu do czasu na rozmowy i odnoszę wrażenie, że te circa 4k netto to taki nieprzekraczalny sufit dla mgr. I to nawet magistra całkowicie samodzielnego, który spokojnie ogarnia swoje obowiązki jak i potrafi zastąpić kierownika jak trzeba.
Z mojej perspektywy wygląda to jakby pracodawcy mieli albo zmowę płacową albo naprawdę jest MNÓSTWO jeleni na rynku.